poniedziałek, 14 września 2015

Zbiorowisko kamieni antycznych

Nasz pobyt w Avola dobiegł końca, ze wzruszeniem i baci baci pożegnaliśmy się z cudowną miejscówką, i signorą właścicielką, umilającą nam pobyt przez cały czas włoskimi łakociami, i ruszyliśmy w dalszą drogę - w stronę Sciacca.


A ponieważ zmęczenie materiału już było spore, i ostatni dzień naszego pobytu postanowiliśmy przeznaczyć tylko i wyłącznie na plażowanie, plan na poniedziałek był napięty - oprócz 300 km do pokonania, do obskoczenia jeszcze Agrigento i Dolina Świątyń, oraz schody tureckie.
Po drodze okazało się, że na naszej trasie jest również Enna, najwyżej położona stolica prowincji na Sycylii, jak również rodzinne miasto Demeter (pamiętacie z mitologii? To właśnie w tych okolicach Hades porwał jej córkę Korę, i zapewnił nam psiakość corocznie zimę, za co serdecznie mu dziękujemy). No wiec wypchaliśmy na całkiem słuszną górę, wspięliśmy się na najwyższą wieżę Castello di Lombardia, obfotografowaliśmy okolicę, zjedliśmy pizzę na piazza, i pognaliśmy do Agrigento.

Dolina Świątyń okazała sie najbardziej imponującym zbiorowiskiem kamieni antycznych w naszej podróży przez Sycylię, niestety rownież najbardziej rozległym obszarowo - więc mimo dużego szacunku do mozołu archeologów pędzelkami odkurzaczami kamień po kamieniu na tym wielohektarowym obszarze, mieliśmy jedno wielkie ale pchając pod górę od świątyni do świątyni: czemu ich po prostu nie przenieśli i nie postawili zaraz koło siebie, o ileż prostsze byłoby życie japońskiego turysty;)



A potem myk myk obejrzeć Schody Tureckie - przedziwną formację skalną z wapienia, gdzie w dawnych czasach ukrywali się piraci tureccy. I szybko w drogę do Sciacca, bo się zaczęło ściemniać, a miejscówka była in the middle of nowehere - żaden GPS nie potrafił jej zlokalizować. Oczywiście że zabłądziliśmy, utknęliśmy w jakiejś dziurze na wybrzeżu, przy szutrowej drodze. Na szczęście bezdroże o dziwo miało nazwę ulicy, wiec zawezwaliśmy telefonicznie gospodarzy na pomoc. Przybyła dwójka zwariowanych Włochów, nie mówiąca ani słowa po angielsku, odholowali nas do naszej miejscówki, po włosku i na migi przeprowadziliśmy konwersację o basics naszego pobytu - gdzie plaża, gdzie sklep, gdzie dobra trattoria, jak oddać klucze na koniec pobytu, i pomknęliśmy do centrum Sciacca na kolację w knajpie polecanej przez gospodarzy, gdzie za 10 euro od głowy na stół wjechały cudowne owoce morza i dwa litry domowego wina:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz